niedziela, 25 września 2016

Kreta - Agia Pelagia



Mam spore zaległości, bo dopiero wróciłam z Barcelony, a jeszcze nie zrelacjonowałam w pełni wyjazdu na Kretę. Wybrałam dla nas miejscowość Agia Pelagia. Jest to urokliwa grecka mieścina. Bardzo malutka i niesamowicie swojska. Wszyscy się tu znają i pozdrawiają. Jest to miejsce idealne na spokojny wypoczynek i błogie lenistwo w stylu greckim. 


Plaża jest jedna i nie należy do tych szerokich. Jest kamienista i bardzo wąska. Właściwie na początku byłam nią załamana, ale potem znalazłam idealne miejsce na uboczu. Wzdłuż plaży ciągnie się deptak z tawernami oraz kawiarniami. 


Moim ulubionym miejscem była Almyra. Podzielony na dwie części lokal, po jednej stronie kawiarnia w dzień, a wieczorem bar. Natomiast druga część to restauracja z przepysznym jedzeniem. W całości panuje super atmosfera i obsługują przesympatyczni ludzie.


W Agia Pelagia czeka na Was słodkie wylegiwanie, przyjemne kąpiele w wodzie, greckie wieczory oraz pyszne jedzenie oraz drinki.


Na Kretę na pewno wrócę w przyszłym roku. Byłam już dwa razy i za każdym razem po powrocie bardzo tęsknie za klimatem tego miejsca.

sobota, 24 września 2016

W (nie)szampańskim nastroju 


Niestety ja już oficjalnie pożegnałam lato. Zakończył się dla mnie czas delektowania pogodą, wygrzewania na słońcu oraz picia porannej kawy obserwując jak budzi się nowy dzień. Jak już wspominałam nie lubię jesieni. To dla mnie najgorsza pora roku i ciężko mi przez nią przebrnąć. Do momentu, aż nie pojawią się ozdoby świąteczne, milion światełek, cudowny brokatowy kicz nie mam powodów do ekscytacji. Halloween nigdy mnie nie bawiło, a może też dlatego, że jeszcze nie byłam pokoleniem w Polsce obchodzących to amerykańskie święto. 


Dni są coraz krótsze, wiatr coraz silniejszy, a powietrze chłodniejsze. Dołujący dla mnie jest widok spadających liści z drzew. Lato w Polsce jest zbyt krótkie. W głowie układam już plan na kolejne podróże, aby uciec od chłodu i ziąbu. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie po mojej myśli, mimo wielu zawodowych planów i przedsięwzięć. Szykuję się w mojej firmie bardzo gorący czas i mogę mieć problem z wygospodarowaniem czasu nawet na krótki urlop. 


Piję dziś za swoje plany! Salut! Oby wszystko wyszło po mojej myśli, a nawet i lepiej! Oby ludzie, którzy we mnie wierzą i mnie wspierają nie zawiedli się! Obym sama nie poddała się nawet na moment. I co najważniejsze obym przetrwała tę paskudną jesień.


Jesienna ramówka w mojej szafie


Nadchodzi znienawidzona przeze mnie pora roku - jesień. To dla mnie najgorsza część roku i szczerze nie dostrzegam uroku nawet tej 'złotej polskiej jesieni'. Z uwagi na to, że nie lubię mieć dołków to co roku umilam sobie nastrój zakupami, aby łatwiej przebrnąć przez ten okropny czas. W tym roku wyposażyłam już swoją garderobę w rzeczy poniżej. 


Po lewej futerko z firmy Esprite zostało mi sprezentowane przez mojego chłopaka na zakupach w Berlinie. Po prawej mój dzisiejszy łup, czyli kurtka Michael Kors.


Futerko jest oczywiście sztuczne, bowiem nie toleruje naturalnych. Żyjemy w czasach, gdzie te sztuczne są piękne i ciepłe, a same zimy nie są tak srogie jak dawniej. Nie potrzebujemy mordować biednych, niewinnych zwierząt dla widzimisię ludzi chcących pokazać swój status społeczny. Kupujcie sobie najlepsze fury, diamenty, torebki za kilkadziesiąt tysięcy, ale futra wybierajcie sztuczne. Pokażcie klasę interesując się skąd macie tę kamizelkę, czy kurtkę.


Kurtka od Michaela Korsa, jest bardzo w moim stylu. Przyznam, że kilka sezonów szukałam właśnie takiej, dlatego jej zakup cieszy jeszcze bardziej. Ma kaptur oraz piękne złote i brązowe detale. 


W tym roku stawiam na beże, szarości oraz oczywiście uniwersalny czarny.


Kocham kozaki za kolano i cieszę się, że teraz jest tyle wspaniałych modeli. Jestem osobą wysoką i często te kozaki okazywały się dla mnie za krótkie. Ostatnio byłam zdecydowana na zakup klasycznych kozaków od Stuarta Weitzmana, jednak są one wsuwane na nogę i moje wysokie podbicie sprzeciwiło się mocno temu zakupowi. Może i dobrze, bo buty nie są tanie :) Szukałam jednak alternatywy, bo dla kobiety nie ma nic gorszego niż już coś mierzyć i nie kupić. Znalazłam model firmy Jeffrey Campbell ponad trzy razy tańsze od poprzedniej firmy. Bardzo bałam się co przyjdzie (zakup online), bo kiedyś ta marka mocno mnie zawiodła. Całe szczęście wszystko wyszło dobrze. Buty leżą idealnie, a ich długość to wielkie wow! Spokojnie sięgają mi do połowy uda i pięknie do niego przylegają. Będą w tym roku na pewno bardzo dużo eksploatowane. 



Kolejny model jaki kupiłam to śniegowce Steve Madden na koturnie. W tamtym roku prawie cały czas chodziłam w kultowym już modelu sneakersów od Isabel Marant. Chciałam coś na ich wzór. Nie jestem typową fashionistką pieprzę modę na poczet wygody. Wiem bardzo dobrze, że można wyglądać świetnie nie katując siebie i swojego zdrowia. Dlatego rzeczy, które wybieram mają być funkcjonalne. Dużo latam po mieście, załatwiam milion spraw i nie wyobrażam sobie spędzić 8, czy 10 godzin w cholernie niewygodnych. Co z tego, że są piękne i bardzo modne? To nie jest dla mnie. 

czwartek, 22 września 2016

Miasteczko outletowe pod Berlinem - Designer Outlet


Przyznaję się bez bicia liczyłam na shopping życia. W głowie układałam listę potencjalnych zakupów. Jechałam z jęzorem wywalonym na wierzchu licząc na najintensywniejsze cardio w życiu. Jednak skończyło się jak zwykle ...


Co czekało na mnie na miejscu? Faktycznie spore miasteczko outletowe, a w środku kilkadziesiat sklepów. Z bardziej znanych marek: Calvin Klein, Tommy Hilfiger, Joop, Hugo Boss, Michael Kors, The Body Shop, Escada, Lindt, Lacoste, Esprite i wiele innych. 


Pierwsze co zrobiłam to obkupiłam się w czekoladki. Bo są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze, a słodycze są na czubku piramidy spraw absolutnie najistotniejszych. 

Potem było łażenie, marudzenie, jojczenie, narzekanie, na końcu nawet przeklinanie :) Niestety to co zastałam na miejscu było dla mnie komedią. Ciuchy, które były sprzedawane to zwykła sterta starych szmat, które leżą kilka lat na magazynach i teraz są sprzedawane i to nie 70% taniej, a 30%!  Wszystko poprzebierane, ogólny burdel, zwyczajnie nic ciekawego. Całe szczęście, że rozpoczęłam od słodyczy, które umilały mi czas. 



Co kupiłam? Praktycznie nic. Skusiłam się na masła z The Body Shop o czym pojawi się osobny post, gacie po tacie z Calvina Kleina, które tyle samo kosztują na Zalando, więc nie musiałam ruszać tyłka z domu, chłopak sprezentował mi futrzaną kurtkę Esprite, a ja jemu bluzę tej samej firmy. Powiem szczerze, że Esprite było najlepiej wyposażone i naprawdę można było coś znaleźć. 


Na pocieszenie wybrałam się na deser i cudowne lody haagen dazs, ale pech mnie trzymał, bo moje smaki były średnie, za to mój facet wybrał jak zwykle mistrzostwo świata. Też tak macie, że Wy zawsze wybierzecie średnio, a Wasz facet/mąż/przyjaciel/kochanek trafia na torpedę? Niesprawiedliwe! 


No i oczywiście musiały wjechać wursty. Ogólnie jak robimy grilla to ja jem tylko dwie rzeczy wursty, albo krewetki. Dlatego wiedziałam, że muszę je spróbować w Berlinie. Nie byłam w stanie tego zjeść, bo porcja jak dla konia. Jednak kolejna rzecz na liście 'moje widzimisię' odhaczona. 

Podsumowanie miasteczka outletowego: dla mnie osobiście słabo. Jechać specjalnie do niego dla mnie nie ma sensu. Żadnych wielkich okazji, ani fajnych rzeczy. Wszystko poprzebierane, poniszczone, stare. Jeśli przy okazji będę w Berlinie to mogę podjechać, ale bez nastawienia na super zakupy. Bardzo chętnie odwiedzę jeszcze ulice kurfürstendamm w Berlinie, tam roi się od ekskluzywnych butików, second handów oraz outletów. Gdy tylko zaliczę to miejsce to na pewno napiszę moje odczucia :)

Berlin - szybkie zwiedzanie



W Berlinie byliśmy tak naprawdę tylko niecałe 2 dni, ponieważ to właśnie z lotniska Schönefeld lecieliśmy w nasze docelowe miejsce. Bardzo chciałam zobaczyć trochę miasta, bo w Berlinie ostatnim razem byłam mając 15 lat. Pamiętałam, że bardzo mi się podobało, dlatego zależało mi na wycieczce. Pierwszą połowę dnia poświęciliśmy na zakupy, o czym wspomnę w następnym poście. Natomiast druga część dnia została przeznaczona na szybką trasę wycieczkową. Prostym szlakiem, dzięki któremu możecie zobaczyć kawałek miasta jest trasa od Alexanderplatz, aż do Bramy Brandenburskiej. 


Do naszego punktu startowego dotarliśmy taxówką. I może zatrzymam się, aby napisać swoje odczucia. Ogólnie było nam ciężko znaleźć postój taxi, próbowaliśmy kilkakrotnie zatrzymać samochód na ulicy, ale nie mieli nawet gdzie stanąć. Przeszliśmy kawałek drogi, zanim naszym oczom ukazały się upragnione auta. Trasa około 4 km wyniosła nas 12 euro, a droga powrotna jakieś 5-6 km 15 euro (do ceny należy jeszcze doliczyć napiwek). Jak tylko wsiedliśmy naliczyła się opłata 6 euro, dla porównania we Wrocławiu jest to jakieś 6-9 zł :) 
Poprosiliśmy o zatrzymanie przy TV Tower i udaliśmy się najpierw właśnie tam. Niestety nie udało mi się zaliczyć kolacji w restauracji na samej górze, ale myślę, że jeszcze będzie ku temu okazja. Ogólnie samo wejście po ciemku mnie nie interesowało, bo zdecydowanie chcę zaliczyć ten widok za dnia. Dlatego TV Tower jeszcze się zobaczymy :) 


Zaraz przy TV Tower znajduję się Alexanderplatz. To miejsce tłoczne, zaraz przy nim znajduję się trochę sklepów, m.in. wszystkim bardzo dobrze znany Primark. Weszłam z ciekawości zobaczyć czym wiele osób się zachwyca. Jednak dla mnie nie było tam nic ciekawego, wielki moloch z setką sieciówkowych śmieci za kilka euro. Zgadzam się, że ceny są atrakcyjne, ale biorąc pod uwagę, że to wszystko poliester i ubrania na jeden raz to wychodzi to strasznie droga zabawa :) 



Po drodzę czekała na nas Wyspa Muzeów. Piękne i zjawiskowe miejsce. Zaraz przy niej mieści się Gmach parlamentu Rzeszy w Berlinie. Nie było sensu robić mu zdjęcia w nocy, niestety nic nie byłoby widać. Przy nim plac dla młodej generacji Berlina. Z głośników leciała muzyka, a ludzie wylegiwali się na trawniku, czy zajmowali ławki. 


Już w oddali dostrzegła Bramę Brandenburską, kiedy to moją uwagę bardziej skupiło to miejsce kawiarnia Microsoftu. Bardzo specyficzny klimat i klientela, jeśli rozumiecie o co mi chodzi :) Jeśli macie znajomego programistę, informatyka, bądź grafika to ta kawiarnia będzie dla niego rajem.



Tuż przy Bramie postanowiliśmy coś zjeść. Nie był to najlepszy wybór, więc nie będę podawać nazwy. Obsługa była bardzo miła, choć kelner wprowadzał mały chaos skacząc od stolika do stolika, bądź krzycząc coś do osoby po drugiej stronie. Ja wzięłam zachowawczo sałatkę, a mój partner hamburgera. Było to zjadliwe, choć bez efektu wow. Bulka w hamburgerze była czerstwa. Rachunek wyszedł wysoki, a wrażenie pozostało słabe. 


Trasę zakończyliśmy Bramą Brandenburską. Niestety to był już koniec naszej podróży, na zegarku wybiła 23:30, a my o 4:00 mieliśmy wstawać na samolot. Także nacieszyłam oczy tym widokiem i ruszyliśmy w stronę taxi. 

Berlin chcę koniecznie odwiedzić znowu i to w niedalekiej przyszłości. Bardzo mi się spodobało i chciałabym powtórzyć trasę jeszcze raz, jednak tym razem za dnia. Dodatkowo z chęcią odwiedziłabym kilka dodatkowych miejsc. 

poniedziałek, 29 sierpnia 2016



Smaki Grecji



Dieta śródziemnomorska jest uważana za jedną z najzdrowszych. Przypisuje się jej, np.: dłuższą młodość, lepsza kondycje, mocniejsze zdrowie. Warto także dodać, że większość tych potraw są bardzo łatwe i szybkie w przyrządzaniu i śmiało można te smaki zabrać ze sobą do domu. W różnych krajach znajdziemy inne odsłony tej diety,  a ja osobiście bardzo lubię grecką wersje. Greckie smaki, gdzie prym wiodą oliwa z oliwek, ser feta, warzywa, owoce oraz oczywiście frutti di mare. 


Ogromnym plusem są także zapierające dech w piersiach widoki. Ja kocham Grecki klimat, a obiad jedzony w takiej aranżacji to czysta przyjemność.

Bruschetty z krewetkami, grecka sałatka, obowiązkowo pita oraz piwo Mythos.

Rybki z grilla, sałatka z avocado, spaghetti z krewetkami

Kreteńska sałatka, risotto z frutti di mare, krewetki w tempurze

Krewetki w sosie pomidorowym, pizza frutti di mare, grecka sałatka

Grecka sałatka, linguine frutti di mare oraz zapiekany ser feta

Sałatka z krabem, spaghetti z mątwą oraz frutti di mare, krewetki w tempurze

Z ogromną przyjemność mogłam kolejny raz zainspirować się smakami i przenieść je na talerze moich bliskich. Obecnie wiele produktów z łatwością znajdziecie w polskich sklepach spożywczych. 


sobota, 6 sierpnia 2016

  

Kreta - greckie marzenie mojej mamy


Z tym wyjazdem wiązało się dużo emocji. Zawsze chciałam spełnić marzenie mojej mamy i zabrać ją na wakacje. Wielokrotnie powtarzała mi jak bardzo chciałaby zobaczyć to co my oglądamy na żywo podczas naszych wyjazdów. Po powrocie z majówki powiedziałam koleżance, że nadszedł ten czas kiedy dopnę swego i zabiorę mamę w jej wymarzone miejsce na ziemi. Niestety z uwagi na nasze zakręcone życie poinformować ją o tym musiałam przez rozmowę telefoniczną. Oczywiście chciałam to zrobić oficjalnie przy obiedzie, bądź kolacji. Proza życia kazała mi jednak natychmiast zdobyć dane do organizacji lotu oraz rezerwacji hotelu. Mama na informacje o naszym wylocie oniemiała, oczywiście za chwile radości nie było końca. W takim razie przeszłam do załatwienia oraz płacenia wszystkiego, tak aby ze spokojna głową można było planować ile bikini ze sobą zabrać. Zadbałam o wszystko co tylko przyszło mi do głowy, tak aby mama miała naprawdę wymarzone wakacje. Tak naprawdę musiała jedynie spakować się w walizkę i o nic nie martwić. 


Mama zawsze chciała polecieć do Grecji, a ja uznałam, że Kreta będzie najlepszym wyborem. Nie ukrywam, że miałam także w planach zahaczyć o Santorini co dodatkowo działało na korzyść wyspy. Leciałyśmy w sezonie, więc chciałam wybrać miejscowość z możliwie jak najmniejszą ilością turystów. Można powiedzieć, że praktycznie mi się udało, bo na miejscu byli sami tubylcy, dzięki czemu mogłyśmy poczuć prawdziwie grecki klimat. Przyznam, że zawsze uważałam Greków za mało sympatycznych, ale teraz nieco zmieniłam zdanie. Zobaczyłam, że potrafią być zadowoleni, serdeczni i gościnni, tylko trzeba odejść dalej od turystycznej papki. 
Cała relacja z wyjazdu pojawi się pewnie za jakiś czas, a ten post jest po to, aby zachęcić Was do spełniania marzeń swoich rodziców. Tych większych oraz tych mniejszych. Kiedyś to mama spełniała moje marzenia, teraz ja mogę się jej odwdzięczyć :)